Co jest grane! – Sea of Legends – wrażenia z rozgrywki.

Stare Kości stanęły na wysokość zadania i na przekór znanym lokalnie podżegaczom i sceptykom, podjęły rzuconą rękawicę – tudzież hak – kierując przenikliwy piracki wzrok ku przygodzie. Nie bacząc na niebezpieczeństwo i podejrzane, cuchnące tanim rumem i śmierdzącymi skarpetami indywidua, siedzące przy tym samym stole i pływające po tych samych wodach. Jak widać, Karaiby przyjmują wszelakie męty, w czym upatruje szansę rozwoju dla wielu polskich polityków, po tym jak u nas wszystko diabli wezmą!

Czytaj dalej

Bonfire – recenzja!

Tematem dzisiejszej recenzji będzie gra Bonfire, najnowszy projekt Pana Stefana Felda, powszechnie znanego i cenionego niemieckiego designera gier planszowych. Autora takich hitów jak Zamki Burgundii, Trajan, Bora Bora i będący zawsze na propsie… Jorvik. Z tym Jorvikiem robię sobie jaja, ale pozostałe tytuły zdecydowanie należą do euro klasyki.

Czytaj dalej

Lekko i na temat: Quetzal – recenzja!

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Grupa śmiałków, złożonych z archeologów i poszukiwaczy przygód, eksplorując dziewicze obszary kolumbijskiej dżungli, niespodziewanie natrafia na żywego Pablo Escobara! Ten szczwany lis… zaraz, to nie ta gra i z pewnością nie ta historia, chociaż lokalizacja rzeczywiście zbliżona. Nasza opowieść dotyczy zaginionego kolumbijskiego miasta Quetzal (czytaj Kwazali), którego odkrycie – jak twierdzą ekolodzy ratujący amazońską puszczę – było tylko kwestią czasu. Fama rozchodzi się szybko i już po chwili do brzegów kolumbijskiej dżungli – no wiem, wiem – przybywają statki i otwierają punkty skupu artefaktów. Wraz z nimi docierają ekipy śmiałków (tylko od 2 do 5 – nie ma tu miejsca na akcje solo!), mające na celu dobro dziedzictwa kulturowego Kolumbii. Szybko i sprawnie zapełniają drogocennymi eksponatami ładownie zacumowanych nieopodal statków. Wśród nich jest też nasza grupa specjalistów, która aż się garnie do rywalizacji o prymat w tym niezwykle szlachetnym procederze, zyskując w ten sposób fame, monety oraz upragnione pezety!

Czytaj dalej

Canvas – recenzja!

Od kilku lat wydawcy gier, dzięki swoim planszówkowym projektom, odnoszą na platformach crowdfundingowych niespotykane wręcz sukcesy. Tylko za sprawą samego Kickstartera, rynek rozwinął się do niebotycznych rozmiarów, zapewniając setkom wydawców i milionom graczy dostęp do tytułów, które być może nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. To szczególnie wartościowa forma finansowania dla autorów dużych figurowych gier, których wydanie bez wsparcia backersów mogłoby się nigdy nie udać. Gdzie dziś byłby CMON, gdyby nie crowdfunding? Czy gry pokroju Gloomhaven, Monumental, Zombicide zaistniałyby w ogóle w świadomość planszówkowej społeczności?

Czytaj dalej

Co jest grane! – Trylogia Husycka Gra Przygodowa – pierwsze wrażenia!

Zacznijmy od tego, że gry skirmishowe to nie jest i nigdy nie był mój konik. Znam się z nimi przelotnie, głównie z widzenia i okazjonalnego grania. Z tego co pamiętam, na koncie mam 2-3 potyczki w Dust 1947 oraz kilka partii w Wildlands Martina Wallace’a, o ile obie gry należy w ogóle klasyfikować w tej grupie. Dlatego to właśnie tematyka, a nie mechanika, była głównym impulsem do przetestowania Trylogii Husyckiej Gry Przygodowej, która dosyć niemrawo i bez większego rozgłosu rozpoczęła niedawno swoje życie na platformie crowdfundingowej. Dziś miałem okazję przetestować grę w dwuosobowym trybie rywalizacji, czyli mówiąc krótko klasycznej nawalanki na planszy. Pokrótce opowiem Wam o moich wrażeniach, ale od razu zaznaczam, że zapoznałem się tylko z jednym trybem rozgrywki i to w wariancie podstawowym, dlatego w żadnym razie nie traktujcie tego tekstu jak recenzji.
Czytaj dalej

Insert e-Raptor Uv Print – Zaginiona Wyspa Arnak – Recenzja!

Dziś będzie z innej beczki, jak to mawiają fani bednarstwa i akrobatyki lotniczej. Pozostajemy oczywiście przy tematyce gier planszowych, chociaż gra będzie tylko tłem dla niespodziewanego bohatera dzisiejszej opowieści. Niespodziewanego o tyle, że tamten dzień zaczął się jak każdy, od szczekania mojej Terrierki Nastki, narzekania zmęczonego trudami życia nastolatka i niezwykle konstruktywnych — w mniemaniu żony — życiowych porad pod moim adresem. Niestety nic nie zwiastowało przełamania rutyny covidowego dnia codziennego. Kiedy to piszę, w słuchawkach — zupełnym przypadkiem — leci patetyczna i bardzo patriotyczna przewodnia nuta Szeregowca Ryana, dodając mym słowom odpowiedniej rangi i powagi. Nie jest to oczywiście wymóg, ale warto odsłuchać, łatwiej Wam będzie przebrnąć przez moją twórczość.

Czytaj dalej