Co jest grane! – Sea of Legends – wrażenia z rozgrywki.
Stare Kości stanęły na wysokość zadania i na przekór znanym lokalnie podżegaczom i sceptykom, podjęły rzuconą rękawicę – tudzież hak – kierując przenikliwy piracki wzrok ku przygodzie. Nie bacząc na niebezpieczeństwo i podejrzane, cuchnące tanim rumem i śmierdzącymi skarpetami indywidua, siedzące przy tym samym stole i pływające po tych samych wodach. Jak widać, Karaiby przyjmują wszelakie męty, w czym upatruje szansę rozwoju dla wielu polskich polityków, po tym jak u nas wszystko diabli wezmą!
![]() Wielu autorów |
![]() Wielu autorów |
![]() 1-4 |
![]() 40-160 min. |
![]() Guildhall Studios |
![]() 2021 |
![]() 7.5 / 10 |
![]() 7.8 / 10 |
Objawiając niezwykłą kreatywność, sam i bez żadnej podpowiedzi wymyśliłem chwytliwą nazwę dla dzisiejszej przygody. Nazwałem ją Sea of Legends! Swoją drogą, ktoś mógłby wreszcie pomyśleć i wydać grę piracką o podobnym tytule. Eh ci wydawcy.
Wróćmy jednak do mojej opowieści. Za przeciwników miałem dwóch nędznych, zapijaczonych łotrów, bo piratami bym tych łajz nie nazwał. Jednego wołali O! Ale na moje oko to raczej zero, co świetnie obrazuje jego pirackie umiejętności. Drugim były Polak, którego z imienia nie zapamiętałem, ale szkaradny był to człek, skory do różnego rodzaju dewiacji, na czele z Kickstarterową. Za to ja, jak na szlachetnego pirata przystało, ruszyłem naprzeciw przygodzie, nie zważając na pobliskie gnidy, które, jak się okazało, nie były najgorszą, ani nawet jedyną plagą karaibskich wód…
Co będzie dalej? Dalej będzie normalnie, bo powoli brakuje mi już epitetów. Sea of Legends to gra piracką pełną gębą i to się czuje od pierwszej tury po ostatnią. Zasady są stosunkowo proste, a wykonanie zwala z nóg. Nie o figurki już nawet chodzi — jasne, jasne — tylko ilustracje i jakość poszczególnych komponentów. Genialnie wydana gra z wielką aplikacją, która na zawołanie generuje przygody w zależności od bohaterów, lowelasów, nemezis i neutralnych frakcji, które uczestniczą w rozgrywce. Regrywalność na kosmicznym poziomie!
Rozgrywka jest stosunkowo szybka i bardzo płynna. Gracze niemal cały czas aktywnie w niej uczestniczą. Celem są punkty, które można zdobyć na kilka różnych sposobów, dzięki czemu nie mamy poczucia monotonii i powtarzalności, towarzyszącej niektórym pirackim tytułom.
W grze jest miejsce na przygodę i fabularny rozwój postaci. Zakopywanie skarbów, rozbudowę statku i rekrutowanie członków załogi, a przede wszystkim kościane walki, o prostych, emocjonujących i bardzo sensownych zasadach. Doceniam również stosunkowo ograniczoną losowość, którą możemy w dużym stopniu kontrolować oraz pole do optymalizacji i zbierania punkcików w stylu lekkich gier euro.
Gra oferuje bardzo ciekawy element kooperacji, polegający na walce przeciwko neutralnym frakcjom, które podobnie jak my dążą do wygranej, poprzez osiągnięcie swojego celu, a te są bardzo różne i wymagają od graczy sporej elastyczności. Fajny pomysł, zmuszający nas do działania dla wspólnego dobra. Jeśli odpuścimy, neutralna frakcja wygrywa, my przegrywamy.
Sea of Legends prezentuje się znakomicie nie tylko od strony wizualnej, ale w także mechanicznej. Klimat wylewa się ze stołu, ostrza pirackich szabli tańczą na tle ognistego nieba, a my podążając ścieżką przeznaczenia, walczymy, łupimy, podbijamy, niszczymy, kochamy, zdradzamy, werbujemy i pijemy – jak na awanturników i piratów przystało.
Jeżeli lubicie pirackie tematy, przygodę, kości i mega klimat połączony z fajnie zbalansowaną mechaniką, koniecznie rozejrzyjcie się za Sea of Legends. Z tym że uczciwie uprzedzam, to tytuł Kickstarterowy, nie wiem, czy jest dostępny, gdzie i czy w ogóle można go obecnie pozyskać.
Na koniec kilka słów porównania z bardzo podobnym, dużo starszym tytułem, jakim są Kupcy i Korsarze. Sea of Legends wygrywa to starcie przez KO i to już w pierwszej rundzie!