Viticulture Essential Edition + Tuscany i pozostałe dodatki – recenzja!

Z Viticulture Essential Edition znamy się nie od dziś. Za nami kilka lat znajomości i kilkadziesiąt godzin spędzonych wspólnie przy planszówkowym stole. Od początku 2019 roku do dzisiaj, mam odnotowanych 16 gier i zapewniam Was, że to mniej niż połowa wszystkich rozegranych partii! Z Viti rozumiemy się bez słów, o czym najlepiej świadczy mój 85% współczynnik zwycięstw. Dziś będzie emocjonalnie i nostalgicznie, ponieważ nie jest to gra jakich wiele, ale jedna z tych nielicznych, które w ludzkich relacjach zyskałaby status przyjaciela. Zapewne część z Was ma podobny stosunek do swoich ulubionych gier i w sumie nic w tym złego. Raptem lekki odchył od normy, co w środowisku planszówkowych Geeków należy wręcz uznać za powód do dumy.

Czytaj dalej

Mundialito: W drodze po mistrzostwo – Recenzja!

Uwielbiam sport pod niemal każdą postacią, szczególnie sporty drużynowe. Z nich najbardziej koszykówkę, szczypiorniaka i oczywiście piłkę nożną. Niestety natłok obowiązków powoduje, że nie poświęcam piłkarskiej pasji zbyt wiele uwagi. Odpuszczam rozgrywki krajowe, Ligę Mistrzów, czy Ligę Europy. Nie pasjonuję się Klubowymi Mistrzostwami Świata (zasadniczo nie ma czym), a nawet Copa América czy Pucharem Narodów Afryki. Rzadko mam czas i możliwość oglądania Polskiej Reprezentacji w eliminacjach do wielkich turniejów, dzięki czemu nie nabawiłem się jeszcze wrzodów żołądka i nadciśnienia. Jednak nigdy, przenigdy nie odpuszczam dwóch największych imprez piłkarskich — Mistrzostw Europy i Świata. To mój Święty Graal, moje sportowe El Dorado.

Czytaj dalej

Western Legends – Recenzja!

Kiedy byłem dzieckiem, w telewizji królowały amerykańskie Westerny z lat 60 i 70, a ponieważ były to czasy PRL-u (to nie jest skrót od „Planszówki, RPG-i, Larpy”), zamiast 200 kanałów mieliśmy zaledwie dwa i to publiczne. Dzieciaki bezwiednie chłonęły klimat Dzikiego Zachodu, świat nieustraszonych rewolwerowców i pojedynków w samo południe. Wierzcie lub nie, ale zestawy rewolwerów można było kupić w biały dzień na byle festynie i bazarze. Każdy szanujący się dzieciak miał co najmniej dwa Colty i porządny kowbojski pas. Billy The Kid, Buffalo Bill, Wyatt Earp, czy Jesse James — osiedla były ich pełne, a szkolne i przedszkolne bale wyglądały jak niedzielne spotkania rodziny Daltonów.

Czytaj dalej