Brazil: Świt Imperium – recenzja!

Materiał reklamowy: Gra Brazil została przekazana do recenzji przez wydawnictwo Lucrum Games. Zapewniamy, że wydawca w żaden sposób nie ingerował w treść oraz wnioski zawarte w poniższym materiale / artykule.
Projekt
Zé Mendes
Ilustracje
Kilku artystów
Liczba graczy
2-4
Czas rozgrywki
90-130 min.
Wydawca
Lucrum Games
Rok wydania
2021
Ocena BGG
8.4 / 10
Moja Ocena
8 / 10
Wykorzystane Mechaniki: tile placement | tableau building | variable player owers | modular board
Sprawdź, co oferuje Brazil: Świt Imperium
  • Oprawę godną karnawału w Rio de Janeiro,
  • Przystępne zasady, dużą głębię rozgrywki i multum taktyczno-strategicznych decyzji,
  • Strategiczno-ekonomiczną hybrydę zgrabnie wplecioną w tematykę gier cywilizacyjnych,
  • Sporą różnorodności i regrywalność,
  • Wiele równorzędnych sposobów punktowania,

Paweł Dołęgowski
Blog Stare Kości

Bardzo przepraszam, ale nie mam czasu na opis strony z racji tego, że ciągle gram, a jak nie gram to piszę… i tak non stop.

Gry planszowe to moja pasja, dlatego uprawiam je z powodzeniem od niemal dekady. Pisanie to wielka przyjemność, ale też krew, pot i łzy.

To również potrzeba dzielenia się planszówkowym doświadczeniem, z którym nierozerwalnie związane są emocje i odczucia towarzyszące ogrywaniu kolejnych tytułów.

Brazylię wspominam z wielką nostalgią i podziwem. Szczególnie Canarinhos czasów Pelego czy mistrzowskie drużyny z 1994 i 2002 roku, zachwycające talentem, polotem i magią futbolu. Jednak dzisiejszych tekst nie dotyczy piłki nożnej czy Brazylii, jaką obecnie znacie. Ojczyzny Edsona Arantesa do Nascimento, Paulo Coelho oraz prześlicznej Gisele Bündchen. Kolebki samby, światowej stolicy karnawału, kolorowej, różnorodnej, ale też pełnej skrajności, biedy i korupcji. Dziś opowiem Wam historię sprzed 500 lat, a jeśli Was zaciekawi, być może sami napiszecie ją na nowo – po swojemu, a później jeszcze raz i kolejny…

Zapraszam Was na recenzję strategicznej gry Brazil: Świt Imperium, zaprojektowanej — jak wnoszę — przez oddanego brazylijskiego fana gry Scythe, ale do tego wątku jeszcze powrócę. Brazil to dopiero drugi projekt Zé Mendesa (José R. Mendesa), pierwszym  była gra o tematyce… piłki nożnej 🙂 Przypadek — nie sądzę!

Świt Imperium przenosi graczy do czasów wielkich odkryć (XV — XVI wiek) i światowej ekspansji terytorialnej ówczesnych europejskich potęg. Kolonializm nie ominął także mocno zacofanej Brazylii, pozostającej w cieniu swoich zachodnich sąsiadów. Zadaniem graczy będzie eksploracja oraz ekspansja dzikich, nieodkrytych jeszcze obszarów tej części świata, a także rozwój technologiczno-gospodarczy kolonii w prężnie działające państwa. Rozgrywka potrwa 3 ery, w których trakcie gracze będą budować, rozwijać, eksplorować, odkrywać i walczyć. A to wszystko dla ukochanych pezetów oraz w imię zdrowej planszówkowej rywalizacji.

Zacznijmy od tego, że Brazil w pełnej krasie zachwyca wizualną różnorodnością, żywą odważną kolorystyką oraz fantastycznymi komponentami. Na czele z kształtowanymi, drewnianymi znacznikami graczy oraz żetonami zasobów — pełen sztos! Wiele bym dał, żeby podobne standardy stosowano w większości znanych mi gier. Jeśli dodamy do tego solidną jakość tektury, tematyczne ilustracje oraz 12-stronicowy ilustrowany przewodnik historyczny, powodów do satysfakcji na pewno nie zabraknie. Brazil prezentuje się zacnie, ale jak mówi mądre przysłowie, nie wszystko złoto, co się świeci. Na minus słaba jakość kart oraz po części plastikowy, po części tekturowy insert, służący przechowywaniu komponentów. Niestety coś tak dziwnego, kłóci się z moim wysublimowanym poczuciem estetyki 🙂 Najgorsze, że ta teoretycznie lepsza — plastikowa część insertu kompletnie zawodzi. Wystarczy postawić pudełko bokiem, żeby źle zabezpieczone zasoby, wespół z kaflami budynków stworzyły wewnątrz opakowania niezły karnawał! Niestety dołączona do insertu pokrywka nie jest tym, na co z pozoru wygląda, potwierdzając tym samym starą prawdę, że w Brazylii trzeba uważać, w co się człowiek pakuje oraz drugą, że bez prewencyjnej gumki na miasto ani rusz.

Po rozłożeniu gry naszym oczom ukazuje się mapa, a na niej góry lasy, rzeki, stolice oraz zakryte kafle eksploracji. Jedna część planszy gracza zachwyca zestawem różnorodnych jednostek, druga zawiera miejsce na manufaktury oraz pałace. Jej przedłużeniem jest unikalna plansza z portretem naszego monarchy. Po obu stronach planszy głównej znalazło się miejsce na zasoby i kafle budynków, naprzeciw których leżą wyłożone w dwóch rzędach karty obrazów oraz cele końcowe trzech epok gry. Wszystko to sprawia wrażenie… hm, no właśnie czego?

Jeśli nadzieja szepce Wam do ucha o upragnionym 4X, to pora na zimny prysznic oraz solidnego plaskacza w twarz! Chyba że dostrzega w grze potencjał na rasową cywilizację? W takim razie… prysznic Was nie ominie, ale obijanie facjaty możecie sobie chwilowo darować. Powiedzmy sobie wprost, Świt Imperium z pewnością nie należy do gier stricte cywilizacyjnych, ale określenie „mała cywilizacja” pasuje do niej jak ulał. Przy czym „mała” nie odnosi się do jej gabarytów, czy potencjału, tylko niedoboru cech, które w istotnym stopniu gatunek ten definiują. Chodzi między innymi o ograniczony wybór frakcji, pominięcie drzewka technologicznego oraz brak różnic w rozwoju poszczególnych epok gry. Nie bez znaczenia jest również brak wydarzeń, niewielka skala eksploracji, czy marginalna interakcja, skutkującą praktycznie bezkonfliktową rozgrywką.

Największy nacisk w grze położono na rozwój ekonomiczny oraz pokojową ekspansję, co sprawia, że Brazil bliżej do tematycznego eurasa niźli rasowej gry cywilizacyjnej. Stąd duży wybór budynków produkcyjnych, możliwość ich elastycznej przebudowy oraz kilkanaście karty obrazów, wzmacniających właśnie ten aspekt rozgrywki. Nawet warunki celów kart misji, koncentrują się na ekonomicznych aspektach gry. Być może tego czy owego w Brazil brakuje, ale dla mnie stanowi brakujące ogniwo, pomiędzy małymi civkami „na godzinę”, a crème de la crème tego gatunku, jak Clash of Cultures, Monumental, TTA czy Cywilizacja Sida Meiera. Deklasując przy okazji kilka starszych semi-cywilizacyjnych tytułów, na czele z Nowym Początkiem (Civilization: A New Dawn) czy wiekową już Wojną Narodów.

Mechanika gry czerpie garściami z bardzo znanej, niezwykle lubianej, choć w mojej ocenie lekko przecenionej Kosy. Jeśli znacie, lubicie i graliście w Scythe, to Brazil stoi przed Wami otworem. W szczególności dotyczy to fazy wyboru akcji (wzmocnionej ulepszeniami) oraz produkcji zasobów, które umieszczamy bezpośrednio na planszy lub budynkach. W mniejszym stopniu również rozwoju ekonomicznego, ekspansji terytorialnej, marginalnej interakcji oraz ogólnego feelingu gry. Omija za to podobieństwa fazy ruchu, która w grze Pana Zé Mendesa, jest integralnym elementem każdej akcji. Dzięki temu gracze mają poczucie większej mobilności oraz swobody ruchów.

Czy pomimo tej drobnej różnicy, obie gry są do siebie aż tak niepokojąco podobne? Nie, na całe szczęście nie! Trudno nie dostrzec cech wspólnych, ale to zaledwie fragment mechaniczno-tematycznej różnorodności Brazil. Jej przewaga wynika z tego, że pojawiła się znacznie później, co czyni ją ciekawszą, a także bardziej różnorodną i nowoczesną — szczególnie w sferze mechaniki. Odpuśćmy jednak dalsze porównania, koncentrując uwagę tam, gdzie należy, czyli na dawno wyczekiwanej nowości od Lucrum Games.

Wprowadzenie w szczegółowe arkana gry może potrwać dłuższą chwilę (30-40 min), kiedy jednak gracze ruszą wreszcie na podbój dziewiczej Brazylii, będą płynąć z prądem, niczym lekkie kanu po dzikich dorzeczach Amazonii. Nic w tym dziwnego, akcje są proste i szybkie, a decyzje często uzależnione od posiadanych zasobów. Głównym targetem graczy jest rozwój ekonomiczny, napędzany budynkami produkcyjnymi oraz kartami obrazów. Dobrze rozwinięta ekonomia, to klucz do sukcesu, czyli dalszej ekspansji oraz perspektywy wysokiego wyniku punktowego. Pytanie tylko, czy to wystarczyć, szczególnie kiedy nasi rywale eksplorują i rosną w siłę? Specjalizacja może stanowić o końcowej przewadze, ale to za sprawą równomiernego rozwoju osiągamy stabilizację militarną, zwiększamy efektywność akcji, wyruszamy na eksplorację kontynentu, albo realizujemy karty celów gry.

To właśnie wspomniana różnorodność — niewymuszona i naturalna — stanowi o sile tej barwnej semi-cywilizacyjnej gry planszowej. Doceniam Brazil za wszechobecne poczucie swobody oraz strategiczną elastyczność towarzyszącą każdej rozgrywce. Mogę robić, co chcę i kiedy mam na to ochotę. Jeśli mam taki kaprys, to werbuję piechura i gram metodą na „Lolasa” 🙂 , zapieprzając eksploracyjnym sprintem od krańca do krańca mapy. Szukając punktów, zasobów i przewag, jakie oferują niektóre kafle eksploracji — po prostu czysty fun! Jeżeli eksploracja mi nie leży, buduję lub sięgam po karty obrazów — jeden z moich ulubionych aspektów rozgrywki. Za ich sprawą wzmacniam się ekonomicznie lub militarnie, a czasem zyskuję unikalne zdolności. Dla mechanicznej symbiozy, strategicznych przewag oraz alternatywnych sposobów punktowania. Mogę postawić na rozwój armii, strasząc współgraczy przejęciem ich budynków, miast czy zasobów. Zainwestować czas oraz środki w upgrade poszczególnych akcji, rozwijając kolejne manufaktury, handlować zasobami, albo… Skupić się na realizacji trzech kart celów, kontrolując w ten sposób tempo i timing rozgrywki. Zyskując element zaskoczenia, bonusy za wybudowane pałace oraz szansę na szybkie zakończenie gry.

Niezależnie od przyjętej strategii warto pamiętać, że Brazil nagradza różnorodność w iście ekonomiczny stylu — popularną sałatką punktową. Może nie taką, jaką oferują klasyczne eurasy, ale niewiele jest tu elementów, których w oczywisty sposób zapunktować się nie da, wliczając w to nawet jednostki wojskowe! Jak na cywilizacyjno-ekonomiczną hybrydę przystało, punkty ścielą się gęsto, przekraczając często pułap 70, a nawet 80!

Żeby jednak nie było zbyt pięknie, muszę wspomnieć o kilku trapiących grę problemach. Pierwszym jest niewielka liczba kart obrazów. Jest ich tak mało, że niektóre talie kończą się, zanim zdążę dopić pierwsze piwo, a za kołnierz nie wylewam! Uwielbiam karty obrazów, ich wpływ na rozgrywkę oraz delikatna asymetryczność. Lubię też, kiedy ich znajomość zapewnia mi strategiczną przewagę, ale przy tak cienkich taliach, wiedza ta może negatywnie wpływać na rozgrywkę. Tu się aż prosi o szybki dodatek!

Pewnym problemem jest dla mnie również semi modułowa mapa gry. Nie zrozumcie mnie źle, technicznie rzecz biorąc jest modułowa, ale… Cały cymes polega na tym, że układamy ją wyłącznie na podstawie predefiniowanych ustawień, a tych jest mało — zaledwie 2-3 per liczba graczy. Kiedy wszystkie poznamy, po cichu wkrada się powtarzalność. Wprawdzie twórcy pracują nad kolejnymi, ale brak wytycznych do tworzenia własnych, jest w moim odczuciu piętą achillesową, tego ja się wydawało elastycznego rozwiązania.

Kolejny problem dotyczy wariantu solo, który jest tak zły, że mógłbym się nad nim pastwić bez końca, ale tego nie zrobię. Poprzestanę jedynie na krótkim ostrzeżeniu. Jeśli lubisz gry solo, nie idź tą drogą, nie znajdziesz tam niczego, poza ekstremalnym rozczarowaniem!

Ostatnim mankamentem, o który wypada wspomnieć w kontekście rozgrywek wieloosobowych, jest walka! Hm… że co proszę? Naprawdę cenię w Brazil to dominujące wrażenie zimnej wojny, ale to nie może być wszystko. Tam musi być drugie dno! Na co graczom asymetryczność oraz unikalne zdolności jednostek, skoro to tylko kapiszony — zwykłe straszaki? To prawda, że w pierwszej fazie rozgrywki przydają się do eksploracji, ale później ich rola została sprowadzona do biernej asekuracji. Dzieje się tak dlatego, że ataki nie dają wymiernych korzyści — żadnych natychmiastowych punktów, gwarantowanych zasobów czy bonusów. Po co więc ryzykować, skoro walka nic nie daje, a jej wynik jest sprawą otwartą. Przecież siła graczy to nie tylko suma wartości jednostek oraz posiadanych modyfikatorów, ale także niejawnych kart militarnych. W ten oto sposób ryzyko przewyższa korzyść, a ciekawa oraz intuicyjna mechanika walki, dosłownie ląduje na marginesie rozgrywki. Pilnuj swojego tyłka — to motto, które towarzyszy każdej partii. Szkoda, widzę tu spory potencjał. Kilka drobnych zmian w zasadach i rodzi się całkowicie nowa strategia. Liczę, że w niedalekiej przyszłości pojawią się zasady, które pozytywnie wpłyną na interakcje oraz podniosą militarne znaczenie jednostek.

Pare! Dość już tego narzekania. Brazil to kawał świetnej strategii, ubranej w ciekawy temat oraz iście karnawałowe szaty. To prawda, że jest kolorowo, ale jest też czytelnie i przejrzyście. Gra oferuje szeroki wachlarz taktyczno-strategicznych wyborów oraz pakiet zaskakująco przystępnych, intuicyjnych zasad. Rozgrywka jest odpowiednio rozbudowana i różnorodna, a przy tym odporna na nudę oraz downtime. Ale najważniejsze jest to, że granie w Brazil sprawia mi wielką frajdę. Wciąż czuję niedosyt, a z nim potrzebę kolejnej konfrontacji. Więc odkładam recenzję na później i gram, kiedy tylko nadarzy się okazja.

Po 9 partiach przyszedł wreszcie czas na werdykt, a ten może być tylko jeden. Brazil to dobrze przemyślana, bardzo satysfakcjonująca strategiczno-ekonomiczna hybryda, ukryta pod płaszczykiem gry cywilizacyjnej. Sprawdza się w każdym gronie i liczbie graczy, niezależnie od preferencji czy doświadczenia. Jest naprawdę szybka (30 minut na gracza), intensywna i angażująca. Chociaż koncentruję się na ekonomii, nie brak jej różnorodności cechującej nawet najlepsze gry cywilizacyjne. Zasługuje więc na pochwały oraz mocne 8/10!

Jeśli lubisz Stare Kości, dołącz do obserwujących mój Fanpage, na którym znajdziesz jeszcze więcej relacji i wrażeń z rozgrywek.

Najnowsze Recenzje!
Co jest grane! – Najnowsze wpisy!
Rankingi, felietony i poradniki