W pogoni za szczęściem + wszystkie dodatki – recenzja!

Eh… życie! Zaczynamy bez planu, ale za to z głową pełną marzeń. Ponoć każdy jest kowalem własnego losu. Łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać. Kiedy dorastamy, następuje szybka i brutalna weryfikacja naszych możliwości. Niektórzy z impetem godnym pędzącego strusia, zderzają się ze ścianą własnego potencjału. Przeszkodą dla innych jest brak motywacji, konsekwencji w dążeniu do celu, odpowiednich koneksji czy zasobów. Nie wspominając już o zwykłych pechowcach, jaki wielu chodzi po świecie. Prawdziwe spełnienie zawodowe i osobiste udaje się nielicznym szczęściarzom. Jednak każdy z nas, niezależnie czy pechowiec, czy farciarz, zapewne nie jeden raz zastanawiał się, co by było, gdyby… za żonę miał modelkę Victoria’s Secret, okrążył świat w 80 dni, podążając tropami Fileasa Foga, czy kupił Świat Dysku Ankh-Morpork, kiedy był jeszcze dostępny w retailowej sprzedaży?

Gdyby tak znaleźć sposób, żeby na nowo, po wielokroć przeżywać swoje życie. Spełniać marzenia, popełniać błędy, czerpać garściami, bez konsekwencji i poczucia nieuchronnego upływu czasu. Zdradzę Wam pewien sekret, to nie tylko możliwe, ale i bardzo proste. Wystarczą niespełna dwie stówki, szybkie zakupy i już można ruszać w pogoni za szczęściem!

 

Ten tekst przeczytasz w 12 minut
Rok wydania: 2015 (w Polsce 2019)
Liczba graczy: 1-5
Czas rozgrywki: 90 – 120 min
Projektanci: Adrian Abela, David Chircop
Ilustracje: Panayiotis Lyris
Wydawnictwo: Czacha Games (oryginalnie Artipia Games)
Ocena na BGG: 7,2

 

Każdy ma jakąś historię!

Gra „W pogoni za szczęściem” (Pursuit Of Happiness) została pierwotnie wydana w 2015 roku przy znaczącym udziale Kickstartera, przez mało znane greckie wydawnictwo Artipia Games. Mniej więcej w odstępach dwuletnich, przy nie mniej istotnym udziale Kickstarterowych backersów, pojawiały się kolejne dodatki. „Społeczność” (Community) oraz „Przeżyj to Sam” (Experiences) w pakiecie z mini dodatkiem „Życie Zbira” (Thug Life).

Pod koniec 2019 roku, równolegle z wydaniem dwóch ostatnich dodatków, światło dzienne ujrzała długo wyczekiwana i przez wielu wytęskniona polska wersja językowa. Stało się tak za sprawą wiecznie spóźnialskiego wydawnictwa Czacha Games, które zaliczyło klasyczną obsuwę czasową, zakończoną równie klasycznym happy endem. Pomimo spóźnienia należą się im słowa uznania, za dobry przekład językowy oraz kompletne wydanie, zawierające nie tylko podstawkę, ale niemal wszystkie dostępne dodatki. To ważne wydarzenie z punktu widzenia graczy preferujących gry polskojęzyczne, szczególnie te zależne językowo. Sam do nich należę, jednak w tym konkretnym przypadku nie mogłem, a co ważniejsze nie chciałem czekać. Zdecydowałem się na Kickstarterową, anglojęzyczną edycję podstawki oraz dodatku „Społeczność”. Dopiero od niedawna, dzięki uprzejmości Czacha Games, uzupełnioną o najnowsze dodatki. Wydane oczywiście w naszym ojczystym języku, który z wielką konsekwencją kaleczę w recenzjach. Jestem więc w gronie nielicznych graczy, którzy posiadają mieszaną, polsko-angielską edycję gry i obawiam się, że na razie tak już pozostanie.

 

Życie, życie jest nowelą…

„W pogoni za szczęściem” to planszówkowy symulator życia, analogowa alternatywa komputerowych Simsów. Poza oczywistymi różnicami obie gry dzieli jeszcze jedno — moja bezsprzeczna awersja do tych drugich. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć fenomenu Simsów. Zdecydowanie wolałem prawdziwe życie i bezpośrednie relacje z ludźmi niż ten wirtualny substytut ludzkiego istnienia. Wróćmy jednak do naszej dzisiejszej gwiazdy i odpowiedzmy sobie na podstawowe pytanie, czy w moich oczach „W pogoni za szczęściem” podzieli los owych Simsów? A może pomimo wielu zbieżności okaże się wartościowym i udanym symulatorem życia w planszówkowym wydaniu?

Zanim przejdę do sedna, jedna drobna, lecz istotna dygresja. Unikam w recenzjach szczegółowego opisu zasad gry. Koncentruje się głównie na emocjach, wrażeniach i odczuciach towarzyszących rozgrywce. Często pomijam poszczególne mechaniki, zajmując się wyłącznie kluczowymi aspektami rozgrywki. „W pogoni za szczęściem” to temat rozległy, szczególnie z perspektywy dodatków. Tym bardziej nie zamierzam zanudzać Was wielostronicowym opracowaniem, którego czytanie będzie wymagało suplementacji w formie płynnej, prowadzącej do marskości wątroby. Zainteresowanych zasadami, detalami i szczegółowymi aspektami rozgrywki, grzecznie, acz stanowczo odsyłam do ogólnodostępnych instrukcji.

 

Wprowadzenie do życia!

„W pogoni za szczęściem” to klasyczne euro oparte na bardzo popularnych i lubianych mechanikach. Rozgrywka podzielona jest na rundy symbolizujące kolejne etapy, a zasadniczo dekady naszego życia. Od nastolatka, przez dorosłość, aż do później starości. Podobnie jak w prawdziwym życiu, każdy z etapów ma swoje zalety, wady, możliwości i ograniczenia. Na przestrzeni kilkudziesięciu wirtualnych lat, gracze podejmują szereg decyzji, które kształtują ich życie w sposób unikalny i wyjątkowy. Niezależnie jednak od obranej strategii, sukcesów, porażek, czy życiowych doświadczeń, kresem wędrówki każdego z nich będzie śmierć.

Ja żyję!

Gramy w życie, a skoro tak, musi być klimat i to świetnie współgrający z mechaniką. Kluczowe połączenie stanowiące o istocie całej rozgrywki. Przyznaję, że gra „W pogoni za szczęściem” zdaje ten egzamin celująco. Każdy aspekt rozgrywki ma swoje odzwierciedlenie w prawdziwym życiu. Podstawowe zasoby, na które składają się wiedza, wpływy, kreatywność czy pieniądze są nieodzowną częścią naszego istnienia. Rundy symbolizujące kolejne etapy życia. Karty z przezabawnymi opisami i równie nastrojowymi ilustracjami, zawierające mnóstwo odniesień do popkultury, filmu, telewizji. I oczywiście akcje, będące odzwierciedleniem naszych potrzeb, obowiązków i przyjemności życia codziennego.

Przed graczami otwiera się pełny wachlarz możliwości. Podjęcie pracy z perspektywą rozwoju zawodowego i zasłużoną emeryturą. Randkowanie, założenie rodziny, a nawet eksperymentowanie z kilkoma związkami jednocześnie. Realizacja prywatnych i zawodowych projektów życiowych. Samorealizacja poprzez wszelkiego rodzaju aktywności i rozwijanie pasji, nawet jeśli oznacza to, co najwyżej shopping, czy kolekcjonowanie porcelanowych laleczek. Spotkania z przyjaciółmi, podążanie za trendami, lub opieka nad zwierzętami. Z tym wszystkim wiąże się szczęście długotrwałe (punkty zwycięstwa), krótkotrwałe (nasz wiatr w żagle) i oczywiście stres, nieodzowny element egzystencji każdego człowieka. Długość życia zależna jest właśnie od wspomnianego stresu, a także naszego zaangażowania w sport i zdrowe odżywianie. Proces ten wymaga poświęcenia, zapewniając w zamian szansę na dłuższy i bardziej urozmaicony żywot.

„W pogoni za szczęściem” jest na wskroś przesiąknięta klimatem, ale żeby go dostrzec i umiejętnie absorbować, trzeba docenić wszystkie drobne aspekty, z których jest ukształtowany. Warto również pamiętać, że to my – gracze – w równym, a nawet większym stopniu niż sama gra, możemy wpływać na klimat i sposób jej odbioru. Śmiech, docinki i rozmowy nad stołem to kluczowe i nieodzowne elementy spotkań towarzyskich, szczególnie kiedy gramy w życie!

 

Wygląd to nie wszystko!

Od strony wizualnej „W pogoni za szczęściem” prezentuję się przyzwoicie. Nie twierdzę, że to najpiękniejsza gra, w którą miałem okazję zagrać, ale z pewnością należy do tytułów, wyróżniających się charakterystyczną kreską i ciekawym designem. Zdaję sobie jednak sprawę, że oprawa gry ma tylu przeciwników, co zwolenników. Z mojej perspektywy stanowi przyjemną alternatywę dla niemieckiej szkoły planszówkowego designu oraz cukierkowej mody, która coraz częściej staje się udziałem gier euro. Na szczególną uwagę zasługują przezabawne i bardzo życiowe ilustracje, które dodają grze wyrazistości i specyficznego uroku. Polska edycja wykonaniem dorównuje angielskiej. Jedyna znacząca, dostrzegalna różnica odnosi się do szerokości kart, które w polskim wydaniu są o 2-3 mm węższe. Nie wiem, czym jest podyktowana ta inicjatywa i w jakim stopniu jest globalna, a w jakim lokalna, jednak dla świętego spokoju zalecam ostrożność przy mieszaniu obu edycji. Szczególnie jeżeli mamy bardzo subtelne wyczucie planszówkowej estetyki.

Karuzela życia!

Czas na kilka ciepłych słów odnośnie do mechaniki, tak elegancko i naturalnie współgrającej z tematyką gry. Motorem napędowym rozgrywki jest powszechnie lubiany worker placement, tym razem w bardzo klasycznym wydaniu. Za pionki posłużą klepsydry, symbolizujące upływ czasu, potrzebny do wykonania określonych czynności. Ogólnodostępne akcje zapewniające karty i zasoby zlokalizowane są na planszy głównej. Zasoby jak to zasoby, zbieramy i wydajemy. Karty dzielą się na kilka odrębnych kategorii i stanowią kluczowy element rozgrywki. Większość z nich pozyskujemy i realizujemy w podobny sposób. Mają swój koszt (głównie zasoby) i zysk podany w punktach zwycięstwa, stresie, szczęściu krótkotrwałym, lub innych zasobach. Zazwyczaj są kilkuetapowe i wymagają stopniowej realizacji. Nie dotyczy to zielonych karty przedmiotów i aktywności, które nie podlegają podobnym ograniczeniom. Za to projekty, praca i związki już niestety tak. Bywają bardzo czasochłonne, dlatego ich realizacja nierzadko wymaga poświęcania dodatkowych znaczników akcji. Za to zwierzęta i niektóre aktywności nie zabierają naszego cennego czasu, ale generuje stałe koszty, z którymi musimy się mierzyć w każdej rundzie gry.

Gracze powinni umiejętnie lawirować pomiędzy pozyskaniem zasobów, realizacją zielonych kart (aktywności, przedmiotów i zwierząt), pracą, związkami i projektami (karty niebieskie). Podobnie jak w prawdziwym życiu, poświęcenie pracy i rodzinie przynosi wymierne profity, ale zdecydowanie uszczupla nasze możliwości i ilość dostępnych akcji! Dodatkowym problemem jest stres, który w pewnym stopniu ogranicza i spowalnia jednokierunkową chęć rozwoju, zmuszając graczy do większej elastyczności i różnorodności. Z kolei szczęście krótkotrwałe uskrzydla, ułatwiając realizacja projektów i determinując kolejność w rundzie. Jeżeli podążymy ścieżką zdrowia, mamy szansę na dłuższe (więcej rund) i bardziej urozmaicone (więcej akcji) życie. Jak wspominałem, wymaga to sporych wyrzeczeń, ale w ogólnym rozrachunku zazwyczaj wychodzimy na plus, chociaż start wydaje się przez to wolniejszy.

Czas ucieka, życie toczy się nieubłaganie, a my ten upływ czasu naprawdę odczuwamy. Pierwsza runda to start w dorosłość, przygotowanie do czekających nas trudów życia. Za wcześnie na randkowanie, stałą pracę, czy nadgodziny. Z tym zmierzymy się w kolejnych rundach. Pod koniec życia dopada nas starość, która nakłada na nas pewne ograniczenia i powoduje przewartościowanie priorytetów. Koniec z nadgodzinami! Czasu mamy coraz mniej, za to wprost proporcjonalnie rośnie stres. Kiedy przekroczy punkt krytyczny, pojawia się linia ciągła i po prostu umieramy. Cały cykl życia zamknięty zaledwie w kilku rundach gry.

Teraz kilka słów na temat naszego tableau, a w szczególności kluczowej grupy kart, jaką niewątpliwie są projekty. Dzielimy je na standardowe, grupowe i jednorazowe. Niektóre wymagają dłuższego zaangażowania, inne traktujemy jako fuchę na raz. Projekty grupowe pozwalają na współpracę pomiędzy graczami w celu optymalizacji zysków. Wszystkie zapewniają punkty i zasoby, a część z nich — jak już wspominałem — potrafi wpływać na długość naszego życia. Szczęście krótkotrwałe może znacząco obniżyć lub zwiększyć (co jest rzadkością) koszty realizacji projektów. Natomiast grając z kartami trendów, zwiększamy ich strategiczne znaczenie, z uwagi na końcowe punktowanie. Jak zawsze jest haczyk, w tym przypadku limit trzech kart, które możemy jednocześnie i bez konsekwencji posiadać w swoim tableau. Dotyczy to łącznie wszystkich projektów, pracy i związków. Każdorazowe przekroczenie limitu automatycznie generuje stres, czasami nawet dwukrotnie – w chwili zagrania karty i na koniec rundy, jeżeli w dalszym ciągu będziemy ponad limitem. Bigamia nie jest zakazana, ale również generuje dodatkowy stres i to, co rundę! Na szczęście zawsze możemy zwolnić i odpocząć, dzięki czemu stresu będzie mniej odczuwalny. Niestety najczęściej nie ma na to czasu, kiedy jak szaleni pędzimy przez życie.

 

Suche fakty!

„W pogoni za szczęściem” skaluje się znakomicie w każdej konfiguracji, dzięki czemu działa równie dobrze niezależnie od ilości graczy (2-4). Nigdy nie miałem okazji do przetestowania wariantu 5-osobowego, dlatego pozostawię go bez oceny.

Regrywalność jest na kosmicznym poziomie. Liczba kart co najmniej dwukrotnie przewyższa zapotrzebowanie pojedynczej, 4-osobowej partii. Do tego mamy kilka równorzędnych strategii i mnóstwo unikalnych decyzji do podjęcia.

Ciężko mówić o losowość, ponieważ jest marginalna. Objawia się wyłącznie w aspekcie kart dochodzących na stół, którymi i tak możemy w istotnym stopniu zarządzać.

Interakcji jest stosunkowo niewiele, więcej niż losowości, ale mniej niż należałoby oczekiwać po grze w życie. Sprowadza się głównie do podbierania kart, wyścigu po cele końcowe i korzystanie z akcji przyjaciół.

Poziom trudności jest relatywnie niski, ale próg wejścia nieznacznie wyższy, z uwagi na wiele aspektów, które należy brać pod uwagę w trakcie wprowadzania graczy w zasady.

Rozgrywka przebiega sprawnie i zazwyczaj zamyka się w 90 – 120 minutach, w zależności od ilości graczy i obycia z tytułem.

Życie Singla!

Taka, tak, tak, w grze występuje wariant jednoosobowy i działa bardzo sprawnie! Grałem kilkukrotnie i za każdym razem bawiłem się świetnie. Oczywiście to klasyczny pasjans, ale jest dosyć dobrym odzwierciedleniem rozgrywki wieloosobowej. Zapewnia podobne odczucia i mnóstwo dobrej zabawy.

 

Dodatek „Społeczność”

Wprowadza do rozgrywki nową talię kart, planszę i strategię punktowania. Karty społeczności działają odmiennie od pozostałych. W każdej rundzie gracze mają dostęp do 6 z nich. Dostajemy też dodatkowego mepla służącego wyłącznie do akcji na kartach społeczności. W określonych sytuacjach możemy wysyłać tam również nasze klepsydry. Każda karta podzielona jest na dwie części. Górna określa natychmiastowy zysk, ewentualnie koszt wymagany do jej użycia. Z dolnych akcji możemy skorzystać na zakończenie rundy, wybierając jedną z trzech dostępnych, opłacając ewentualny koszt i odbierając nagrody. Niektóre karty mają limit graczy, więc kolejność, w jakiej zdecydujemy się z nich korzystać, może mieć istotne znaczenie dla naszej strategii. „Społeczność” to bardzo ciekawy dodatek, nie komplikuje rozgrywki i nie zmienia zasad. Wprawdzie wydłuża czas gry o kilkanaście minut, ale jednocześnie zapewnia alternatywny sposób punktowania, na którym możemy opierać naszą strategię.

 

Dodatek „Przeżyj to sam!”

Drugi duży dodatek, wpływający na rozgrywkę w znacznie większym stopniu niż „Społeczność”. Składa się z trzech modułów, które można ze sobą dowolnie łączyć. Pierwszym są marzenia, dzięki którym możemy zaplanować przyszłość, rezerwując wybrane karty, w celu późniejszego zagrania. Dobrze zaplanowane i zagrane przyniosą ekstra punkty. Niespełnione staną się dla nas ciężarem i negatywnie wpłyną na nasze długotrwałe szczęście. Moduł Marzeń podnosi strategiczny aspekt rozgrywki, dzięki czemu możemy z wyprzedzeniem planować i we właściwym czasie realizować zaplanowaną strategię.

 

Wraz z kolejnym modułem przychodzi czas na potomstwo, czyli rozwinięcie pojęcia partnerstwa, a w rezultacie rodziny. Dzieci to radość, ale także wielką odpowiedzialność. Na szczęście to my decydujemy, kiedy i jak dużo tych „słodkich berbeciów” zawita do naszej rodziny. Podobnie jak w życiu, dzieci wymagają opieki i rosną jak na drożdżach. Ponieważ „W pogoni za szczęściem” to symulator pełną gębą, od dzieci usłyszymy głównie „dawaj kasę i zasoby!” Wiecie jak wygląda życie, kiedy mamy pracę, rodzinę i piątkę dzieci? Jeżeli nie, to moduł potomstwa jest idealnym odzwierciedleniem takiego stanu rzeczy. Niemniej jednak przyjęcie strategii „na dzieci” to kolejna równorzędną i skuteczna droga punktowania, chociaż musimy mieć świadomość, że w czasie rozgrywki sporo nas ominie.

 

Trzeci z modułów do gry wprowadza karty popularnych miejsc i wydarzeń. To całkowicie nowa talia, dzięki której możemy podróżować, zwiedzać świat i odpoczywać od codziennych obowiązków. Karty są dwuetapowe, pierwszym z etapów jest planowanie, drugim podróż. Podobnie jak w prawdziwym życiu, nie każdą z zaplanowanych podróży uda nam się zrealizować. Koncepcja podróży świetnie wpisuje się w klimat i tematykę gry, ale z moich obserwacji ma mniejszy wpływ na strategię niż pozostałe moduły.

 

Dodatek „Życie Zbira”

Najmniejszy, ale z pewnością nie gorszy od pozostałych. To po prostu kilkadziesiąt kart, które dokładamy do istniejących talii. Mechanicznie do gry nie wnosi niczego nowego. Za to klimatycznie i tematycznie wręcz przeciwnie. Ilustracje i nazwy kart są tak zabawne, że ze śmiechu powodują ból brzucha. Planowanie porwania sąsiada, czy grupowy napad na bank z podziałem na role to tylko przedsmak tego, co znajdziemy w tej niepozornej talii kart. Wszystko okraszone kapitalnymi ilustracjami, często nawiązującymi do znanych filmów i seriali. Pomimo kryminalnej i gangsterskiej tematyki, całość budzi wyłącznie pozytywne skojarzenia. Nie napiszę, że to must have, ale w mojej opinii zdecydowanie wart inwestycji.

Zestaw kart z kampanii KS!

Większość kart dostępnych w ramach tego dodatku zapewne nie znajdziecie w retailowej sprzedaży. Ze względu na edycję Kickstarterową posiadam wszystkie, są dla mnie naturalną i integralną częścią gry. Do tego stopnia, że mogłem o nich wspominać, opisując podstawkę. W skład zestawu sprzedawanego w trakcie kampanii przez wydawnictwo Czacha Games wchodzą przede wszystkim dwa świetne mini dodatki. Karty przyjaciół zapewniające zasoby sąsiadującym graczom oraz zwierzęta, którymi możemy się opiekować, zdobywając w ten sposób punkty zwycięstwa. Oprócz tego w pakiecie znajdziecie nowe projekty, partnerów i karty pracy. Zestaw nieobowiązkowy, ale wart Waszej uwagi!

 

Napisy końcowe.

„W pogoni za szczęściem” to nie tylko znakomite euro, ale przede wszystkim świetny symulator życia. Po kilkudziesięciu partiach nie mam poczucia powtarzalności, czy zmęczenia materiału. Niesamowita różnorodność rozgrywek i strategii gwarantuje wiele godzin świetnej zabawy. Niewątpliwą zaletą są stosunkowo proste i bardzo intuicyjne zasady, dzięki którym każdy może spróbować swoich sił w grze o życiu. Szczególnie teraz, kiedy kompletne polskie wydanie jest dosłownie na wyciągnięcie ręki!

Zapewne zadajecie sobie pytanie, czy do pełni szczęścia potrzeba dodatków? Nie odpowiem jednoznacznie, ponieważ to zależy od indywidualnych potrzeb graczy. Dla mnie to nieodzowny i niezbędny element każdej rozgrywki. Wynika to bezpośrednio z ogrania i doświadczenia, ale nie w każdej sytuacji zakup ten będzie miał uzasadnienie. Jeżeli nigdy nie mieliście styczności z tytułem, sama podstawka wystarczy na wiele godzin wyśmienitej zabawy. Pamiętajcie, że dodatki nie ingerują w szkielet rozgrywki, wprowadzają tylko nowe elementy, zwiększając i tak ogromna regrywalność. Można je dodawać stopniowo, żeby nie przytłoczyły mnogością opcji. Niezależnie od doświadczenia warto zainwestować kilka zaskórniaków, żeby zakupić pakiet dodatkowych kart, które zwiększą różnorodność gry bez ingerencji w zasady.

Jeżeli po ograniu podstawki, dalej będziecie odczuwać syndrom kolejnej partii, koniecznie powinniście pomyśleć o dodatkach. Gdybym dzisiaj miał decydować o kolejności zakupu, na pierwszym miejscu postawiłbym na „Przeżyj to Sam”, następnie „Życie Zbira”, a na końcu „Społeczność”. To wcale nie oznacza, że ostatni jest gorszy od pozostałych. W moim przypadku decydują głównie kwestie ogrania, a dodatek „Społeczność” jest ze mną od bardzo, bardzo dawna. To zresztą nieistotne, najważniejszy jest pierwszy krok, czyli poznanie samej gry, do czego Was bardzo mocno zachęcam. „W pogoni za szczęściem” to znakomita gra strategiczna i bardzo udany planszówkowy symulator życia, który koniecznie powinniście przetestować. Miłego grania i udanego życia!